Czy seria Killzone coś ci mówi? Zastanawiasz się nad kolejną strzelanką z perspektywy pierwszej osoby? Rozważ jedną z najpopularniejszych gier tego gatunku wydanych na konsole. W tym wpisie przedstawię swoją opinię na temat odnowionej pierwszej części serii Killzone.
Przed przygotowaniem tej recenzji ukończyłem Killzone HD kilkukrotnie i zebrałem wszystkie dostępne w grze trofea. Nawet jeżeli nie doświadczyłem wszystkiego, to zdążyłem sobie wyrobić opinię na temat tej gry.
O głównej części fabuły informuje już film wprowadzający, więc myślę, że mogę spokojnie napisać o co chodzi w Killzone. Naród Helghastów pod wodzą dyktatora Visariego po przegranej wojnie zebrał nowe siły i zdecydował się zaatakować planetę Vektę. Zadaniem gracza będzie wsparcie sił ISA i odparcie inwazji. A gdy wrogi przywódca tak pluje, to aż chce się wyruszyć na wojnę i nauczyć go nieco kultury.
Spis treści
Inna postać to inna kampania
W trakcie kampanii możesz zagrać 4 różnymi postaciami. Domyślnie jest to kapitan Templar, który jest tu kreowany na głównego bohatera, ale pozostali mają pewne unikalne cechy. I tak tylko niektórzy z nich mogą dotrzeć do pewnych miejsc albo poruszać się w inny sposób. To niestety nie oznacza, że dla danej postaci dostępne są dodatkowe ścieżki do celu. Po prostu dany bohater musi przemieszczać się tą inną drogą. Jedna z postaci jest w stanie przejść przez wrogie pole minowe (co oczywiście oznacza, że musi przez nie przejść). Inna ma potężną broń zadającą ogromne obrażenia i dodatkowy pancerz.
Autorzy ciekawie podeszli do relacji między postaciami. Filmiki w trakcie kampanie wielokrotnie prezentują dyskusje wewnątrz drużyny. Nie zawsze jest grzecznie. Ale czy to dziwne? Wygląda na to, że taki typowy wojak nigdy nie słyszał o Shakespearze ani o jakichkolwiek innych rozwiązaniach niż siłowe. Zdecydowanym plusem było m.in. przygotowanie różnych wersji wideo w zależności od tego, którą postacią się aktualnie gra. Nie wiem na ile wymagało to wysiłku, ale miło jest zobaczyć swojego aktualnego bohatera zamiast ogólnego filmiku.
FPS “dla każdego”
Autorzy zaoferowali niby zróżnicowane bronie, ale jak tylko znalazłem dla siebie optymalny zestaw, to się go trzymałem. Gra nie wymusza jakoś (poza paroma wyjątkami) z czego strzelasz.
Sztuczna inteligencja przeciwników jest na “dobrym poziomie”. Nie stoją oni w miejscu, tylko dostosowują się do tego co robi gracz. Bez problemu chowają się za przeszkodami czy rozpoczynają poszukiwania, gdy tylko znikniesz z ich pola widzenia.
Nawet jeśli nie czujesz się komfortowo w tym gatunku gier, to wielokrotnie możesz ratować się ucieczką. Po chwili aktualny bohater, jeżeli jest znacząco ranny, zregeneruje część zdrowia. Po drodze znajdziesz też trochę apteczek.
Już na stronie sklepu PlayStation widać symbol PEGI 16 oraz informacje o wulgaryzmach i przemocy. Jest to pierwszoosobowa strzelanka, więc można się tego spodziewać, ale pewne możliwe zagranie (wymagane do zdobycia trofeum Right in the Jewels) zszokowało mnie swoją brutalnością.
Jakość poniżej dzisiejszych standardów
Pierwsza część Killzone nie powala w dzisiejszych czasach grafiką, ale musisz wziąć pod uwagę, że w tym wpisie opisuję port gry, która miała swoją premierę jeszcze na PlayStation 2. Widać to też w lokalizacjach, które nie są aż tak rozbudowane i zróżnicowane jak w aktualnych tego typu produkcjach. Poza tym przy wprawnym oku można było zaobserwować przeskakujące tekstury.
Brakuje także polskiego tłumaczenia. Sam grałem w angielskiej wersji językowej.
Błędy i trofea w grze
Niestety twórcy nie ustrzegli się pewnych poważnych błędów. A najwięcej z nich pojawia się przy postaci, którą mamy okazję zagrać najpóźniej – tak jakby nie została ona w pełni przetestowana. I tak np. zdobyłem nią trofeum za ukończenie wszystkich dostępnych dla niej rozdziałów jeszcze przed rozegraniem ostatniej sekcji. To był akurat błąd na korzyść gracza. Ale trochę wcześniej w kampanii, wyeliminowałem przeciwników zbyt szybko, coś się zablokowało i byłem w sytuacji bez wyjścia. Musiałem wrócić do ostatniego punktu kontrolnego. Zdarzyło mi się nawet, że musiałem się cofnąć po wyeliminowaniu przeciwników do drzwi, przez które wcześniej wszedłem, aby aktywować filmik kończący rozdział. Do tego kolizje wcale nie są na najwyższym poziomie. W jeszcze innym przypadku jeden z moich wrogów nagle znajdował się w takim miejscu, że nie dało się odblokować pewnego trofeum.
A skoro już jestem przy tym temacie, to jeszcze coś dla łowców trofeów. Gra oferuje aż 3 za jej ukończenie na różnych poziomach trudności, ale z ich opisu wcale nie wynika czy trzeba ją ukończyć na każdym z nich czy najwyższy poziom odblokowuje niższe. Kolejnym aspektem na minus jest nazewnictwo poszczególnych broni. Po prostu nie jesteśmy informowani przez grę czym aktualnie walczymy. I tak np. biegałem z pewnym nożem, żeby się z czasem dowiedzieć, że ten wymagany do trofeum dostępny jest tylko na innej postaci. Trofeów dla różnych rodzajów broni jest cała masa. Poza tym zabójstwa z każdej z nich naliczane są nawet jeżeli zginiesz przed kolejnym punktem kontrolnym. Dla mnie jest to bardzo nieintuicyjne. Podejrzewam, że autorzy świadomie zostawili taką opcję. Jednak bez tej wiedzy i nie ginąc, konieczne byłoby kilkukrotne przejście gry czy rozdziałów, żeby tylko wyrobić limit dla tych wybranych trofeów.
Podsumowanie
Podsumowując, jeżeli szukasz jakiejś pojedynczej strzelanki, to znajdziesz dzisiaj wiele ładniejszych i bardziej dopracowanych produkcji. Ale rozważając serię Killzone, masz szansę przeżyć całą fabułę. Zaczynanie od kolejnych części to już nie to samo bo informacje są mocno wyrywkowe i nie zawsze wiadomo kim jest dana postać. Decyzję pozostawiam tobie.