W Killzone 2 ginie helghański dyktator – Visari. Mogłoby się wydawać, że to oznacza koniec konfliktu ISA z Helghastami. Tak to jednak bywa, iż po śmierci jednego dyktatora, kolejni już czekają na jego miejsce. Czujesz niedosyt po Killzone 2? Kontynuacja tej serii strzelanek pojawiła się jeszcze na PlayStation 3. Moja recenzja Killzone 3 opisuje wszystkie aspekty tej gry.
Przed przygotowaniem tego wpisu zdobyłem wszystkie dostępne w grze trofea – i to zarówno w wersji pudełkowej jak i tej dystrybuowanej cyfrowo. Wersja dystrybuowana cyfrowo zawierała tylko tryb wieloosobowy.
Spis treści
Zarys kampanii
Podobnie jak w grze Killzone 2 głównym bohaterem jest tutaj Sev. Poza tym pojawia się także Rico Velasquez, który występował we wszystkich poprzednich częściach. Fabuła kontynuuje zdarzenia znane nam z poprzedniej części. Na początku mamy okazję brać udział w ewakuacji. Ta ucieczka z Helghanu się nie udaje i większość kampanii rozgrywana jest pół roku później. Ocalali żołnierze walcząc o przetrwanie, musieli się dostosować do życia na tej nieprzyjaznej planecie. W międzyczasie po stronie Helghastów trwa walka o władzę pomiędzy przemysłowcem Jorhanem Stahlem, a przypominającym Stalina – admirałem Orlockiem.
Poszczególne lokacje są mocno zróżnicowane i nietrudno się w nich zgubić. Na szczęście wystarczy jeden przycisk i podświetla się droga do celu. Osobiście uważam, że kampania była interesująca i wielokrotnie byłem zaskoczony biegiem wydarzeń. Mimo to sami bohaterowie zachęcali do ukończenia gry. A Killzone 3 kończy się w sposób, który od razu sugeruje kolejną część.
Dostępne mechaniki
Jeżeli chodzi o dostępne mechaniki, to ewidentnie widać kroki w odpowiednim kierunku. Wprawdzie plecaków odrzutowych nie było w grze Killzone 2, ale pojawiły się one w Killzone: Liberation. Na szczęście w Killzone 3 możemy z nich korzystać bez tych absurdalnych ograniczeń, ale wciąż nie mamy możliwości swobodnego lotu.
Pojawiło się też wiele ciekawych broni jak kołkownica, rakiety samonamierzające, broń petruzytowa (oparta o materiały radioaktywne). Poza tym pewną giwerą można było strzelać z dedykowanego uchwytu lub zabrać ją ze sobą. Oczywiście nie zabrakło klasyków znanych z innych tego typu gier jak: granatów, broni snajperskiej oraz karabinów.
W kampanii możemy się poruszać oczywiście pieszo jak w każdym FPS-ie. Poza tym mamy okazję sterować czołgiem, HAMR-em, exobotem czy lodołamaczem.
Już w grze Killzone 2 zmuszeni byliśmy do machania kontrolerem, aby używać bomb i odkręcać zawory. Podobnie jest w tej części.
Przez większość gry nie walczymy sami, a nasi towarzysze aktywnie nas wspierają. Gdy upadniemy, to będą starali się nas uleczyć – o ile będą mogli się do nas dostać.
Poza tym otoczenie stało się bardziej interaktywne. W grze Killzone 2 trochę odpadał tynk ze ścian. Do tego można było niszczyć pewne skrzynie i helghańskie symbole. Teraz tych elementów jest trochę więcej. Można było niszczyć także drzwi czy szkło.
A z kim/czym przyjdzie nam walczyć?
Spotkać można także bardziej zaawansowanych przeciwników jak tylko zwykłych piechurów. Pojawiają zaawansowane technologicznie łaziki, ponownie ciężcy oraz ATAC-i. Przeciwnicy pasowali klimatycznie do otoczenia, w którym przyszło nam walczyć.
Sztuczna inteligencja również podnosiła realizm całej rozgrywki. Była na jeszcze wyższym poziomie niż w grze Killzone 2. Teraz może się nawet zdarzyć, że nasi przeciwnicy strzelając do nas – leżą. Myślisz, że możesz się spokojnie chować przed wrogim ostrzałem? Nic bardziej mylnego. Spodziewaj się granatów lecących do twojej kryjówki. Przeciwnicy grają zespołowo. A jeżeli mają taką możliwość, to wysyłają przodem zarówno twardszych jak i szybszych.
Odbiór wizualny
Widać, że detale odgrywały dla twórców ogromną rolę. Czuję jednak pewien niedosyt, wiedząc że wszystkie magazynki wyglądały tak samo – bez względu na to jakiej broni używasz. Ale widoki były niesamowite. Odbiór wizualny tej części jest jeszcze lepszy niż gry Killzone 2.
Czekają na ciebie zróżnicowane lokacje z klimatycznymi krajobrazami i wieloma detalami. W grze Killzone 2 mieliśmy okazję poznać nieco faunę. Pająki z poprzedniej części wciąż się tutaj pojawiają. Ale mamy okazję poznać też florę. A żyjące tu rośliny są równie niebezpieczne.
Widoki są niesamowite dopóki nie patrzymy w dal z dużą dokładnością. Przy korzystaniu z broni snajperskiej zauważyłem dziwne problemy. Pewne elementy z niewiadomych przyczyn znikają. W tej sytuacji miałem też wrażenie jakby kolizje działały tylko w jedną stronę.
Napisałem, że wizualnie rozgrywka wygląda świetnie. To samo dotyczy filmów bo są one w klimacie gry i przyjemne dla oka. Ale w filmach twórcy mogli się lepiej przyłożyć co do samych kolizji.
Niestety podobnie jak w grze Killzone 2, nie obyło się bez przycinek. I piszę tu o kampanii dla pojedynczego gracza.
Udźwiękowienie
Udźwiękowienie było po prostu świetne. Muzyka z gry jest dostępna także oddzielnie na PlayStation Store. Gdy tego trzeba, dodatkowo buduje napięcie.
Niestety bardzo drażniący problem czasami pojawiał się przy dialogach – jakby odległość była źle wykrywana. Poziom głośności wypowiedzi zdarza się zdecydowanie różny pomiędzy kolejnymi kwestiami danej postaci. Może te losowe pokrzykiwania były nagrane oddzielnie. To by może tłumaczyło ten problem. Ale pojawia się on nawet w filmikach. Co więcej, pewne kwestie – tak jak w Killzone: Liberation – wciąż są urywane.
Poza tym jednak audio jest na naprawdę wysokim poziomie. Zarówno wybuchy jak i bronie wydają mi się bardzo realistyczne. Do tego wstawki humorystyczne spełniają swoją rolę.
Polska wersja językowa
A skoro gra wyszła oryginalnie w wersji angielskiej, to pojawiają się także napisy. I tutaj ponownie się rozczarowałem. Porządnej czcionki z polskimi znakami, to się jednak chyba nie doczekamy przez całą serię Killzone.
Gra dla dorosłych
A teraz przejdę do elementów, które w pełni uzasadniają kategorię wiekową przyznaną tej grze. We wszystkich poprzednich częściach ataki wręcz wyglądały dość sztucznie. W pierwszej części Killzone używaliśmy do tego noża. Dla Killzone: Liberation zmieniono podejście i było to uderzenie z pięści. W Killzone 2 znowu wracamy do noża, ale wciąż wygląda to sztucznie. Podczas rozgrywki w Killzone 3, takie zagranie mogło się zakończyć w różny sposób – każdy jednak był bardzo realistyczny i bardzo brutalny.
W polskiej wersji językowej mamy okazję usłyszeć wyższy poziom przekleństw. Jest to gra przeznaczona dla pełnoletnich, więc coś takiego jest dopuszczalne. Czasami jednak aż uszy więdną. Czy to całe zagranie jest na plus? To już każdy sam oceni.
Tryb wieloosobowy
Przygotowano trzy tryby do gry wieloosobowej:
- Partyzantka, która jest tak naprawdę klasycznym trybem deathmatch
- Strefa Wojny, która umożliwiała wykonywanie zmieniających się zadań podobnie jak miało to miejsce w grze Killzone 2
- Operacje, w trakcie którego należało wykonywać zadania związane z konkretnym obszarem
Trzeci tryb był dla mnie szczególnie ciekawy bo w trakcie prezentowane są generowane sekwencje filmowe.
W grze Killzone 3 po raz pierwszy w tej serii pojawiło się coś na wzór drzewka umiejętności. Myślę, że była to świetna decyzja. Wreszcie kolejność odblokowywania nie była narzucona – nie jak w grze Killzone 2, gdzie na swoją ulubioną klasę musiałem czekać aż do samego końca. Tym razem dostaliśmy punkty odblokowania. Można było rozwijać, którą tylko profesję się chciało.
Niestabilne serwery
Ale zanim można było rozegrać jakikolwiek mecz, to trzeba było najpierw dostać się na te serwery. Niejednokrotnie czekałem na to ponad 3 minuty, co w dzisiejszych czasach wydaje się wiecznością. A będąc już w trybie wieloosobowym, należało wybrać typ rozgrywki. Człowiek wybiera i znowu oczekiwanie. W pewnym momencie znika możliwość anulowania. To znaczy, że został znaleziony mecz. Startujemy? Nie, jeszcze dobra minuta czekania. W końcu jednak lądowaliśmy “w grze”. Czy to już oznaczało początek zabawy? Nie, należy poczekać jeszcze 20 sekund. Niestety odliczanie startuje dopiero po kilkunastu sekundach. Ile można czekać na rozpoczęcie rozgrywki?
A żeby jeszcze tego było mało, to wielokrotnie wyrzucało mnie z serwerów. Dlaczego? Nie wiem. Wyrzucało mnie wówczas jedynie z serwerów gier tej serii. Co to oznaczało? Trzeba było ponownie przejść przez całą procedurę dołączania do meczu. Koszmar!
W recenzji gry Killzone 2 wspominałem o tym, że wielokrotnie traciłem swój postęp. W tej części często widywałem stosowny komunikat o problemie z przetworzeniem mojego wyniku podczas łączenia się do gry. Mogłem grać i wszystko stracić albo wyjść i spróbować ponownie się połączyć. Nawet jeżeli nie było tej wiadomości, to nie zawsze postęp się zapisywał. A więc w stosunku do gry Killzone 2 czegoś się nauczyli. Zauważyli kiedy postęp się nie zapisze. Ale skoro byli w stanie wykrywać takie sytuacje i to z całkiem dużą dokładnością, to czemu po prostu tego nie naprawić?
Granie online w tej części mogło zniechęcać – szczególnie tym długim czekaniem. Problemu dla tej gry “już nie ma” bo serwery zostały już wyłączone.
Trofea za tryb wieloosobowy
Załóżmy jednak, że już poczekaliśmy, dostaliśmy się na serwer i wynik się zapisze. Czy już jesteśmy szczęśliwi? Niestety nie. Większość map była martwa i trzeba było czatować na ludzi, jeżeli chciało się zdobyć jakieś trofea specyficzne dla danej mapy. Dobrze, że chociaż rolę można było sobie zmieniać co śmierć i wszystkie główne role były dostępne od początku. Niestety jednak rola taktyka była mało użyteczna przy pustych serwerach.
Skoro już wspominam o trofeach za tryb wieloosobowy, to przyznaję, że nie pojawiło się tutaj nic w stylu Valor Grand Cross – jak w grze Killzone 2. A więc twórcy poszli po rozum do głowy i nie utrudniali odblokowania platynowego trofeum “niedzielnym graczom”.
Najdłużej zeszło mi przy trofeum Posępny żniwiarz II – zabijaj wrogów. Należało zabić 1000 graczy online – na przestrzeni lat wykonalne niemal dla każdego.
Multiplayer na dzielonym ekranie
W pierwszej części Killzone była możliwość grania lokalnie na dwóch graczy. W grze Killzone 2 tego zabrakło, ale w grze Killzone 3 znowu była taka możliwość. Można było rozgrywać kampanię na dzielonym ekranie. Wprowadzono pewne limity jak ograniczony czas na podnoszenie towarzyszy. Była to jednak jedyna szansa, aby zobaczyć Natko w tej części. Myślałem, że on gdzieś zginął bo fabularnie jakby w ogóle nie istniał. Jakość grafiki nie jest obniżana, ale zdarzają się spadki wydajności.
Zamieszanie z wersjami
Gra nawet dzisiaj świetnie wygląda – zdecydowanie lepiej niż Killzone 2. Tylko powstała wiele lat temu i wersję z kampanią można było zakupić jedynie na płycie. W sklepie widać jednak Killzone®3 Multiplayer – Unlock Key. Co to jest? To jakaś taka dziwna nazwa na tzw. Season Pass. Myślałem, że potrzebuję tego klucza, aby grać w trybie wieloosobowym. Okazuje się, że nie. W mojej bibliotece pojawiło się wtedy zarówno klasyczne Killzone 3 jak i Killzone 3 Multiplayer. Ale skoro już je kupiłem, to odblokowałem oba platynowe trofea. Szkoda tylko, że nie został w pełni zaimplementowany tzw. cross-save i wiele trofeów trzeba było zdobyć ponownie. Postęp w karierze był współdzielony.
Trochę o trofeach
W przeciwieństwie do gry Killzone 2, ta część nie oferuje zbierania elementów przez całą grę. To co jest do znalezienia (a właściwie zniszczenia), znajdziesz w oddzielnych rozdziałach kampanii. Szkoda tylko, że trzeba czekać prawie pół minuty, żeby dostać trofeum. W efekcie (szczególnie na koniec misji) pojawia się niepewność czy to już wszystko czy jeszcze nie.
W trybie wieloosobowym nie było nic tak wyczynowego jak Valor Grand Cross (trofeum w grze Killzone 2). Podobnie było w kampanii. Najwyższy poziom trudności jest zdecydowanie prostszy niż w grze Killzone 2. Można nawet zagrywać na Rambo, o ile tylko nie ustawisz się plecami do ostrzeliwującej cię grupy Helghastów.
Podsumowanie
Podsumowując, Killzone 3 jest zdecydowanie lepszy od wszystkich poprzednich części tej serii. I to lepszy niemal pod każdym względem. Można mieć uwagi do trybu wieloosobowego. Był lepszy niż w grze Killzone 2, ale wciąż pozostawiał wiele do życzenia. Niemniej jednak dla pojedynczego gracza albo dla dwóch graczy przy jednym stanowisku zdecydowanie warto tę część wypróbować.