PlayStation Classic rozpakowałem już na premierę, o czym pewnie wiesz z poprzedniego mojego wpisu. Ale unboxing tylko poprzedzał najważniejsze. W tym wpisie streszczę swojego wrażenia, gdy zagrałem w pierwsze 10 gier na tej konsoli (w kolejności alfabetycznej – od B do O). Czy warto kupić PlayStation Classic (albo wspomniane tutaj gry czy serie) jako prezent na święta?
Przed omówieniem oprogramowania wspomnę jeszcze, że niektórzy krytykowali pada o plastik. Sam nawet nie zwróciłem uwagi na wykorzystane tworzywo, dopóki o tym nie usłyszałem. W mojej opinii dobrze leży w dłoni. Nie czuję nawet po paru godzinach grania, aby mi się jakoś wyślizgiwał, aby mi się ręka przy nim pociła, więc chyba jest OK. Przynajmniej ja nie narzekam.
Spis treści
Menu PlayStation Classic
Na początku pojawia się oczywiście jakieś menu/instrukcja, co należy zrobić i za co odpowiadają poszczególne przyciski. Niestety wyświetlany opis nie tłumaczy wystarczająco szczegółowo działania przycisku RESET. W efekcie w pewnym momencie po prostu wyłączyłem czy uśpiłem konsolę i straciłem swój postęp w danej grze. Korzystałem z menu w języku angielskim, ponieważ tak jak dla oryginalnej konsoli PlayStation, nie ma dostępnego języka polskiego.
Menu główne nie odpowiada w pełni temu, które było dostępne w oryginalnym PlayStation. W ustawieniach znalazłem: wygaszacz ekranu, wybór języka, ustawienia zasilania i ponowną inicjalizację konsoli. Szkoda, że nie ma takich opcji jak dla NES Mini Classic, gdy można było wybrać symulowanie telewizora CRT.
Konsola oferuje punkty wznawiania (ang. Resume Point) – po 1 dla każdej gry. Na NES Mini Classic były to 4 sloty, więc właściwie mogło grać kilka osób. Alternatywnie można było sobie dobrać jakąś inną strategię albo po prostu mieć możliwości do cofania się. Tutaj zostaliśmy bardziej ograniczeni. Dlatego jestem trochę rozczarowany bo ile taki punkt wznowienia może zajmować, skoro oryginalne PlayStation miało raptem 2 MB pamięci RAM? Przechowanie tego, to są załóżmy 2 MB. Mamy 20 gier, co daje nam w sumie 40 MB. Czy dołożenie chociaż jednego kolejnego punktu wznowienia, czyli zwiększenie do 80 MB, to byłoby aż tak wiele? Nie sądzę. Mogli nam dać nieco więcej swobody. Mimo wszystko zarówno PlayStation Classic jak i NES Mini Classic oferują możliwość tworzenia punktów wznowienia w dowolnym momencie. Są one zapisywane w pamięci konsoli, więc spokojnie możesz ją wyłączać.
Obsługa karty pamięci jest w PlayStation Classic rozdzielona od punktów wznowienia. Tak jak miało to miejsce w oryginalnym PlayStation jako gracze, możemy skorzystać z karty pamięci jedynie wtedy, gdy zaplanowali to twórcy gry.
Battle Arena Toshinden
Battle Arena Toshinden umożliwia rozgrywkę dla dwóch graczy. Po starym brzydkim jeszcze logo PlayStation, ujrzałem dziwne efekty generowania logo gry, które zalatywały latami 90. Następnie mogłem wybrać (przy pomocy przycisku START):
- 1 PLAYER GAME
- VS HUMAN
- VS COMPUTER
- OPTIONS
Twórcy udostępnili nam takie ustawienia jak czas trwania rundy (ang. bout time) czy zmiana poziomu trudności pomiędzy: Very Easy, Easy, Normal, Hard, Very Hard. Ja zdecydowałem się na “Normal”. Niestety w wielu przypadkach nie wiedziałem do czego te opcje tak naprawdę służą. A napisy L1 i L2 były tak niewyraźne, że wziąłem je za japońskie znaczki.
Już na samy początku rozgrywki można było wybierać z takich postaci jak: EIJI, KAYIN, SOFIA, RUNGO, FO, MONDO, DUKE czy ELLIS. Nawet czas na wybór postaci miałem ograniczony – zupełnie jak na automatach.
Gra okazała się bijatyką w pełnym 3D, rozgrywaną na różnych arenach. Graficznie nie zachwyca. Bardzo widać przeskakujące trójkąty. W tamtych czasach to nie był jakiś duży problem. 3D! Nie zapominajmy jakiej specyfikacji było PlayStation – raptem 2 MB pamięci RAM. No ale możliwe, że na CRT wyglądało to znacznie lepiej.
Ponieważ nie było samouczka, to nawet gdy udało mi się wykonać jakieś kombo, to zwykle nie miałem pojęcia jak to zrobiłem (w przeciwieństwie do rywali). Poza tym jeżeli już wyskoczyłem, to przed lądowaniem nie mogłem zmienić kierunku. Wielu przeciwników nie było też gotowych na bardzo prostą taktykę podcinania ich w przykucu. Wygrałem w ten sposób bez większych problemów kilka pojedynków. Podejrzewam jednak, że jakbym grał naprzeciwko prawdziwego gracza, to zostałbym zniszczony niemal natychmiast. I to chyba gra nie dla mnie – nie czuję głębi tej rozgrywki.
Dodam jeszcze, że jeżeli zostawić grę na chwilę i po prostu nic nie robić, to tak jak było na automatach w salonach rozgrywki, nagle gra zaczyna przechodzić w tryb demonstracyjny. Można zobaczyć jak naprawdę należy w to grać.
Cool Boarders 2
Cool Boarders 2 na 24 urodziny PlayStation ma już 20 lat. Gdy wyszedł, to były czasy, kiedy właściwie zwiastun czy intro nie musiały w pełni przedstawiać tego, co tak naprawdę zobaczymy w grze. W Cool Boarders 2 było akurat całkiem uczciwie bo były fragmenty, które pewnie nagrano oryginalnie na jakimś stoku i fragmenty faktycznie z gry.
W tej produkcji mogłem już użyć przycisku X albo START, żeby wystartować. Czyli pewnie ten START był jakąś zaszłością historyczną, a X zaczęli dokładać. To mi się podoba bo właściwie jest to naturalne.
W menu została wykorzystana bardzo nieczytelna czcionka. Dopiero po chwili dawałem radę odczytać poszczególne teksty. Można niby było w opcjach wprowadzić swoje imię, ale nie dłuższe niż na 4 litery. I tu wykorzystano inną, ale również bardzo nieczytelną czcionkę, która miała dodatkowo jakieś dziwne litery czy znaczki. Z audio było podobnie – nie byłem w stanie zrozumieć głosu komentatora podczas gry.
Po problemach ze zrozumieniem interfejsu, od razu zdecydowałem się na zawody. Przed ich rozpoczęciem odgrywany był bardzo chaotyczny filmik, podczas którego tak naprawdę nie wiedziałem co się dzieje na ekranie.
Czemu w trakcie zawodów nazywałem się YAGGI? Po co zmieniałem nick? Tę niekonswekwencję było widać na pierwszy rzut oka. Akrobacje totalnie mi nie wyszły i liczyłem na to, że coś mi się uda osiągnąć w wyścigu, ale byłem ostatni. A w trakcie jazdy zamiast przeżywać pogoń, to moją uwagę odwracały jakieś 2 biedronki – cokolwiek one oznaczają.
Za Cool Boarders 2 również podziękuję. Nie podobało mi się to. To jest taka gra, w której nie za bardzo widzę cel.
Destruction Derby
Destruction Derby to już jest gra dla 1 gracza – 95 rocznik. Podczas uruchamiania wyświetla się logo firmy, które jest tak przekombinowane, że aż nie idzie odczytać. Generalnie jest to gra wyścigowa z dodatkowymi trybami urozmaicającymi rozgrywkę.
Wygląda naprawdę dużo sensowniej niż Cool Boarders 2. Odkryłem, że dla tej gry należało wcisnąć SELECT, aby kontynować (znowu inaczej).
W kolejnym kroku należało wybrać samochód. Do wyboru były 3 pojazdy z podobnie dziwacznymi czcionkami w logo jak w Cool Boarders 2. Tylko dlatego, że widziałem te nazwy firm podczas ładowania gry z wykorzystaniem “normalnej czcionki”, to byłem w stanie je odczytać czy zidentyfikować. Skoro grafiki na samochodach przedstawiały kolejno sowę, żniwiarza w kapturze (śmierć) i jakiegoś gogusia, to mój wybór 2 opcji był oczywisty. Początkowo można wybierać z 5 tras: Speedway, CITY HEAT, Cactus Creek, OCEAN DRIVE i Cross Over.
To jest jedna z tych gier, która wspiera 2 karty pamięci. Nie każda wspierała. Pamiętam jak grałem w Countdown Vampires, to niestety tylko 1 karta pamięci była obsługiwana. Jeżeli chciało się dorzucić coś do tej karty pamięci na 2 slocie, to trzeba było je zamienić miejscami.
Zacząłem od wypróbowania tytułowego trybu rozgrywki – Destruction Derby. Ale i tak nie zorientowałem się za pierwszym razem, że mam przetrwać jak najdłużej. Plusem tej gry jest zaimplementowany mechanizm powtórek. Do tego w tle grała bardzo fajna muzyczka.
Później spróbowałem odpalić jakiś normalny wyścig. Czasami było widać jakbym jechał po zupełnie drugiej stronie toru, co psuło całą percepcję. Także przy wyścigu należy uważać na zniszczenia pojazdu. Wprawdzie udało mi się wyjść na prowadzenie już za pierwszym razem, ale przez nieuwagę zniszczyłem sobie samochód na ostatnim okrążeniu. W Destruction Derby można było także rozgrywać standardowe czasówki – niekończące się okrążenia służące ciągłemu poprawianiu czasu.
Gra jest całkiem spoko. Możliwe, że wkrótce do niej wrócę.
Final Fantasy VII
Final Fantasy VII to gra dla jednego gracza – 97 rocznik. Jest to tylko jedna z wielu gier z tej serii:
- Final Fantasy
- Final Fantasy II
- Final Fantasy III (możesz zakupić tutaj)
- Final Fantasy IV (możesz zakupić tutaj)
- Final Fantasy V (możesz zakupić tutaj)
- Final Fantasy VI
- Final Fantasy VII (możesz zakupić tutaj)
- Final Fantasy VIII (możesz zakupić tutaj)
- Final Fantasy IX (możesz zakupić tutaj)
- Final Fantasy X (możesz zakupić tutaj)
- Final Fantasy XI
- Final Fantasy XII (możesz zakupić tutaj)
- Final Fantasy XIII (możesz zakupić tutaj)
- Final Fantasy XIV (możesz zakupić tutaj)
- Final Fantasy XV (możesz zakupić tutaj)
Ta gra wymaga zmiany dysków w trakcie rozgrywki. W przypadku Final Fantasy VII strategia jest zupełnie inna niż przy aktualnych grach. Tzw. credits, czyli lista płac prezentowana jest na samym początku. Na szczęście niecierpliwi mogą ją pominąć.
I tutaj ponownie byłem zaskoczony sterowaniem. Zatwierdzanie w tej grze wykonuje się kółkiem.
Po obejrzeniu intro stwierdziłem, że graficznie w porównaniu do tego co widziałem do tej pory, powala wszystkie te produkcje. Wygląda naprawdę nieźle.
Walka w tej grze odbywa się częściowo w sposób turowy. Piszę, że częściowo ponieważ pomiędzy akcjami swoich bohaterów musisz chwilę odczekać. Ale jeżeli nic nie będziesz robić, to przeciwnicy to wykorzystają, gdy tylko minie wymagany czas odnowienia (ang. cooldown).
Akurat z Final Fantasy VII jestem zadowolony. Może do tej gry wrócę już niedługo. Wygląda najlepiej z opisanych do tej pory produkcji.
Grand Theft Auto
Kolejną dostępną na tej konsoli grą jest Grand Theft Auto od Rockstar Games. Ta część zapoczątkowała znaną serię, w której pojawiły się takie pozycje i dodatki jak:
- Grand Theft Auto
- Grand Theft Auto: London 1969
- Grand Theft Auto 2
- Grand Theft Auto III
- Grand Theft Auto: Liberty City Stories
- Grand Theft Auto: Vice City (możesz zakupić tutaj)
- Grand Theft Auto: San Andreas (możesz zakupić tutaj)
- Grand Theft Auto Advance
- Grand Theft Auto: Episodes from Liberty City (możesz zakupić tutaj)
- Grand Theft Auto: Vice City Stories
- Grand Theft Auto IV (możesz zakupić tutaj)
- Grand Theft Auto: Chinatown Wars
- Grand Theft Auto V (możesz zakupić tutaj)
Myślę, że o samej grze nie trzeba się jakoś specjalnie rozpisywać, mając świadomość skali akcji marketingowej GTA V. Gramy bandziorem, realizujemy zlecenia i robimy rozróbę w mieście. Okazuje się, że ten schemat przygotowany przez Rockstar Games naprawdę wciąga. Rockstar Games to ta sama firma, która niedawno wydała bardzo popularną grę Red Dead Redemption II (możesz ją zakupić tutaj).
Wracając do samego Grand Theft Auto, to pierwsza część nie wygląda najlepiej na tle tytułów dostępnych na PlayStation Classic. Nie jest ekskluzywem. Ale mimo wszystko ledwo się spostrzegłem i już kilkadziesiąt minut nad tym siedziałem, więc… no mimo wszystko solidny tytuł. Na pewno lepszy niż część z tych, w które grałem wcześniej.
Intelligent Qube
Kolejną pozycją jest Intelligent Qube od Sony. Przy grze można się bawić nawet we 2 graczy. Ja jednak spróbowałem solo.
Jeżeli chodzi o styl samego intro, to wyglądało jak ze starego filmu. Coś mi w nazwie gry nie pasowało. Intelligent Qube… Od razu mi się “C” tam nasuwało, ale to zamierzone. Okazuje się, że zdobyte punkty tłumaczą się na I.Q.
Nie jestem pewien co można odblokować w trakcie rozgrywki, ale na początku dostępny był tylko 1 bohater (albo zmiana postaci była tak nieintuicyjna, że jej nie zrozumiałem) – Eliot.
No graficznie wygląda to… oj gorzej, gorzej niż bym oczekiwał. Jest niby 3D. Ale… no nie powala.
Ogromnym plusem tej gry jest obecność filmów instruktażowych z lektorem: BASIC RULES, FORBIDDEN CUBE, ADVANTAGE CUBE, DEMO 1, DEMO 2 i DEMO 3. Jestem pozytywnie zaskoczony. To były prawdziwe tutoriale, gdzie powiedziano mi co dokładnie mam zrobić. Tylko te końcówki lektora… Tak jakby coś ucięło? Nie wiem. Dziwne to było.
Spróbowałem swoich sił w trybie dla jednego gracza i mnie tak dobrze nie poszło jak na oglądanych filmach. Podchodziłem za blisko, traciłem za dużo sześcianów i spadałem. Punkty przeliczane na I.Q dawały mi wyniki na poziomie: 0, 6 czy 23. To chyba nie jest dużo. W pierwotnym rankingu widziałem wyniki po ponad 200 I.Q. To trochę jednak zajmie zanim ja dojdę do tych końcowych faz, ukończę je, itd.
Wciągnąłem się. Intelligent Cube to taka gra trochę na pomyślenie, a trochę zręcznościowa. Koncepcja jest generalnie ciekawa. Nie jest nawet dobrze pod względem graficznym, ale szybko człowiek skupia się na innych elementach. W dzisiejszych czasach taka koncepcja na rynku, to pewnie pojawiłaby się tylko w wykonaniu twórców Indie. Ale wtedy trzeba było wymyślać co uda się upchnąć na takiej specyfikacji sprzętowej.
Jumping Flash!
Jumping Flash! to też gra od Sony (1995 rok). Przeklikując się po kolei trafiłem na WORLD 1 i STAGE 1 (Świat 1-1). Brzmi znajomo? Jak w Mario!
Sterowanie opiera się głównie na krzyżaku. W trakcie rozgrywki zbierałem jakieś monetki, ale nie odkryłem do czego można ich użyć. Starałem się wczuć w tę rzekomo nowatorską platformówkę.
Jumping Flash! jest niby w pełnym 3D, ale wypada generalnie dosyć kiepsko. Podszedłem na przykład głównym bohatera pod “koniec świata” (jakkolwiek to brzmi). Można było też spaść z (wcale nie takiej dużej) platformy.
W trakcie kilkudziesięciu minut, które spędziłem przy tym tytule, to głównie strzelałem do żab. Tak naprawdę nawet nie wiem czy muszę je niszczyć. Po prostu strzelałem bo mogłem.
W trakcie gry jakiś czas się odlicza. Oczywiście w pewnym momencie się kończy. Niestety dopiero gdy słychać było sygnał dźwiękowy o bliskim końcu, to zauważyłem platformę, na którą należało wskoczyć. Jak tam wskoczyć? Fajnie, że jesteśmy w 3D, ale jakaś instrukcja o priorytetach by się przydała. Potrzebowałem naprawdę sporo czasu, aby zorientować się, że czasami wyskakuję wyżej. Kolejną chwilę mi zajęło, żeby przeanalizować w jaki sposób. Rozumiem, że jest to jakaś próba w 3D, ale jakoś chyba wolę 2D, jeżeli to ma się kończyć taką jakością. I przede wszystkim nie wiedziałem co mam zrobić. To był najgorszy problem. Musiałem sam na to wpaść. A to był dopiero 1 poziom!
Nie zachwyciła mnie ta gra. Niestety.
Metal Gear Solid
Ta seria podobnie jak Grand Theft Auto jest rozpoznawana do dzisiaj i doczekała się wielu części i dodatków:
- Metal Gear
- Metal Gear 2: Solid Snake
- Metal Gear Solid
- Metal Gear Solid: The Twin Snakes
- Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty
- Metal Gear Solid 2: Substance
- Metal Gear Solid 3: Snake Eater
- Metal Gear Solid 3: Subsistence
- Metal Gear Solid: Portable Ops
- Metal Gear Solid: Portable Ops Plus
- Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots
- Metal Gear Solid Touch
- Metal Gear Solid: Peace Walker
- Metal Gear Rising: Revengeance (możesz zakupić tutaj)
- Metal Gear Solid V: Ground Zeroes (możesz zakupić tutaj)
- Metal Gear Solid V: The Phantom Pain (możesz zakupić tutaj)
To jest perełka, na którą czekałem: METAL GEAR SOLID – 1 część. Ta gra jako jedna z nielicznych na PlayStation Classic wymaga zmiany płyty, co świadczy o skali tej produkcji.
Menu oferuje taki przycisk jak SPECIAL. Co to jest “SPECIAL”? PREVIOUS OPERATIONS! Metal Gear Solid nawiązuje do wcześniejszych części i w tej sekcji możesz znaleźć streszczenie ich fabuły.
Miałem do wyboru najpierw szkolenie lub rozpoczęcie nowej gry. Nie powtórz mojego błędu i zacznij od szkoleń. Nie ma tam spoilerów fabuły, których się obawiałem, a wskazówki są bardzo przydatne. Gra oferuje 4 poziomy trudności: EASY, NORMAL, HARD, EXTREME. 3 pierwsze dostępne są od razu.
Po rozpoczęciu w trakcie rozgrywki na ekranie prezentowane są napisy wspominające najważniejszych twórców. Tak jakbym zaczynał oglądać film! Generalnie jest to gra z gatunku skradanek, gdzie należy maksymalnie wykorzystać elementy otoczenia (jak skrzynie) i uważać na te utrudniające (jak kałuże). Szybko ginąłem nawet na poziomie trudności NORMAL, gdy tylko zostałem wykryty.
Gra nie jest super ładna, ale ma coś w sobie. Fajnie, że posiada takie elementy urozmaicające rozgrywkę jak mechanika wstrzymywania powietrza pod wodą. Gra faktycznie jest w 3D. Można nawet przełączać na widok z pierwszej osoby (przez większość czasu widzimy naszego bohatera z perspektywy trzeciej osoby).
Mr. Driller
W Mr. Driller wita nas jakaś dziwna młocka. Naprawdę dziwne utwory!
Myślę, że to jest gra typowo przeznaczona dla młodszych odbiorców. Aby wystartować należy skorzystać z krzyżyka. Bardzo niespójnie – jedna gra tak, inna tak. Nie ma tego standardu, który przyszedł później.
Nawet po odpaleniu gry wciąż było bardzo głośno. Niejednokrotnie powtarzałem do siebie sformułowania w stylu: “Ludzie… jaka strasznie głośna gra.”. Zdecydowałem, że zacznę od Arcade Mode. Przy tych torturach dźwiękowych wolałem się zdecydować na tryb zalecany dla początkujących zamiast trybu dla ekspertów.
Mechanika jest w podstawach dosyć prosta. Przewiercamy kolorowe bloczki tak, aby nic na nas nie spadło. Nie można się za bardzo obijać bo mamy ograniczony zapas powietrza, które uzupełniamy przy pomocy doładowań. Gdy jednak przewiercimy nieodpowiednie klocki, które wyglądają jak czekoladki, to tracimy znaczący zapas powietrza.
Czasami mogłem wspiąć się na pojedynczych klockach i uciec przed spadającymi elementami, a czasami nie. Nie mam pojęcia od czego to zależy.
Całą frajdę niszczyła muzyka. Przyznam szczerze: z tego powodu mam już dosyć tej gry. Już po chwili chciałem wyjść! Uciec i mieć to już za sobą.
Oddworld: Abe’s Oddysee
I teraz jeszcze pozostało mi Oddworld: Abe’s Oddysee. To akurat było bardzo zachęcające po moim spotkaniu z Mr. Drillerem. Od razu zapowiadało się dużo lepiej. Już na etapie menu ujrzałem piękny efekt graficzny symulujący ciecz, błyski i wyłaniającego się głównego bohatera, który zagadał do mnie: “Hello.”. Muszę przyznać, że graficznie wyglądało to całkiem nieźle. A ekran ładowaniu posiadał element humorystyczny: “ABE’S ODDYSEE IS LOADING SO GET OVER IT!” (co oznacza: Trwa ładowanie Abe’s Oddysee, więc przebolej to!).
Przy rozpoczęciu rozgrywki obejrzałem naprawdę rozbudowane i dopracowane intro. Byłem pełen podziwu. Bardzo fajne intro – wyglądało to naprawdę elegancko.
A w trakcie gry czeka na ciebie ucieczka, sterowanie mechanizmami aktywującymi różne elementy zakładu przetwórstwa mięsnego na Oddworld, skradanie przy śpiącej ochronie czy skoki na przepaściami.
Gra mi się podoba. Sama rozgrywka nie jest super pod względem grafiki, ale nic dziwnego, że zrobili remaster (który możesz zakupić tutaj). To jednak trzyma w zainteresowaniu.
Podsumowanie
Część gier naprawdę mnie wciągnęła i odrywałem się od nich jedynie po to, aby zapoznać się z pozostałymi przed przygotowaniem tego wpisu. Już nie mogę się doczekać aż do nich wrócę! Pewna grupa gier była OK. Ale niestety takie pozycje jak Mr. Driller, to były ciężkie przeżycia. Już po paru minutach zastanawiałem się czy będzie z czego poskładać materiał i czy mogę już od tych gier uciec. W części 2 Zagrajmy na PlayStation Classic przedstawię swoje wrażenia dotyczące pozostałych tytułów.
Czy PlayStation Classic nadaje się na prezent na te święta? Myślę, że tak bo przecież ta konsola nie będzie wiecznie dostępna, a ma kilka ciekawych tytułów (możesz ją zakupić ). A jeżeli dysponujesz oryginalną konsolą PlayStation, to może któraś ze wspomnianych gier cię zainteresowała? Albo może kontynuacja z jakiejś serii?